Grzegorz Motyka
Akcja "Wisła" była jedynie fragmentem szerszej
operacji mającej na celu podporządkowanie Europy Środkowej
komunistom. Mordy na Wołyniu posłużyły natomiast do jej
usprawiedliwienia - pisze Grzegorz Motyka
Krwawy konflikt, który w latach 1939-47 przetoczył
się przez wschodnie ziemie II Rzeczypospolitej, głęboko wrył się w
pamięć zbiorową obu narodów i każde o nim przypomnienie wywołuje po
dziś dzień żywe, emocjonalne reakcje. Walka toczyła się o granice.
Niepodległe państwo ukraińskie, o które przez cały okres II
Rzeczypospolitej walczyła część ukraińskich środowisk politycznych,
miało objąć ziemie uważane przez Polaków za własne. Władze często
zaogniały sytuację, ograniczając prawa obywatelskie Ukraińców. Nic
dziwnego, że wybuch drugiej wojny światowej znaczna część Ukraińców
potraktowała jako szansę wybicia się na niepodległość. Nadzieje na
utworzenie niezawisłego państwa wiązano z III Rzeszą. Dlatego liczni
politycy, m.in. prof. Wołodymyr Kubijowycz i płk Andrij Melnyk,
poparli poczynania władz niemieckich, angażując się w tworzenie
różnych formacji policyjnych oraz dywizji SS Galizien. Liczyli, że z
czasem staną się one zalążkiem sił zbrojnych Ukrainy.
Ludność ukraińska niejednokrotnie manifestowała
radość z powodu upadku państwa polskiego. Polacy traktowali to jako
zdradę. Na stosunkach polsko-ukraińskich szczególnie jednak
zaciążyła przeprowadzona z inicjatywy banderowskiej frakcji
Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) tzw. antypolska akcja
(podaję tę nazwę za ukraińskimi dokumentami).
Kampania "oczyszczania
terenu"
Nie ulega dziś wątpliwości, że na terenach Wołynia
i Galicji Wschodniej oddziały UPA przeprowadziły krwawą czystkę
etniczną i że była ona wynikiem decyzji podjętej przez kierownictwo
OUN-UPA. Świadczą o tym dokumenty polskie, sowieckie, niemieckie i
ukraińskie, relacje setek osób ocalałych z pogromów, potwierdzają to
też ekshumacje ofiar przeprowadzone w 1992 r. w niektórych wsiach.
Teza, iż akcje UPA sprowokowali Niemcy i Sowieci, nie znajduje
wiarygodnych potwierdzeń. Z kolei mordy na Ukraińcach na
Zamojszczyźnie, które zdaniem autorów ukraińskich sprowokowały
OUN-UPA do akcji na Wołyniu, miały miejsce dopiero w 1943 r., a
zatem po rozpoczęciu czystek wołyńskich. Zresztą przynajmniej w
części były one odpowiedzią na poczynania banderowców.
O antypolskiej akcji UPA pisali m.in. autorzy
ukraińscy, tacy jak Mykoła Łebed', Iwan Łysiak-Rudnyćkyj oraz Igor
Iliuszyn. Szczególnie istotna wydaje się opinia Iwana
Łysiaka-Rudnyćkiego, jednego z najwybitniejszych historyków
ukraińskich XX wieku. Napisał on m.in.: "...niesamowitą tragedią,
jaka miała miejsce na Zachodniej Ukrainie w czasie drugiej wojny
światowej, była ówczesna polsko-ukraińska jatka (...). Polskie
kierownictwo polityczne na pewno przyczyniło się do sprowokowania
katastrofy przez swój brak poszanowania prawa narodu ukraińskiego do
wolnego życia (...). Ale w tym wypadku chodzi o odpowiedzialność
ukraińskiej strony. Są podstawy, by uważać, iż z ukraińskiej strony
miały miejsce nie lokalne, pojedyncze ekscesy, lecz świadoma
kampania >oczyszczania terenu< z polskiej ludności. (...)
Swoim postępowaniem przeciwko polskiej i żydowskiej mniejszości
ounowcy nie przynieśli chluby narodowi ukraińskiemu" ["Istoryczni
ese", t. 2, Kijów 1994, s. 494-495].
Nie
wszyscy ukraińscy autorzy piszą tak otwarcie. Niektórzy wolą
wstydliwe fakty przemilczeć lub ukryć za eufemistycznymi
sformułowaniami. Nie brak także takich, którzy wręcz pochwalają
antypolską akcję UPA. Mam tu na myśli m.in. skandaliczną broszurę
Bohdana Zubenki "Polszcza i Ukrajina. Polśko-ukrajinśki widnosyny w
mynułomu ta śohodni", Lwiw 1998. Znajdziemy tam np. takie
wyjaśnienie wydarzeń na Wołyniu: "Wobec szalejącego polskiego
terroru dowództwo UPA rozkazało Polakom-kolonistom wyjechać z
Wołynia z powrotem do Polski pod groźbą kary. Większość Polaków
rozkaz wykonała. Niektórzy z polskich historyków, opisując ówczesne
wydarzenia na Wołyniu, krzyczą o niesprawiedliwości wyrządzonej
Polakom. Niektórzy z ukraińskich renegatów próbują im potakiwać.
(...) Prawda jednak jest taka, że Polacy przyszli na Wołyń
nieproszeni i odeszli stąd nie żałowani. Psom - psia śmierć" (s.
86).
Wspólny wróg
Przejdźmy wszakże do opisu podstawowych faktów.
Antypolska akcja OUN-UPA na Wołyniu rozpoczęła się na przełomie
marca i kwietnia 1943 r. Dwie następne fale ataków na polską ludność
miały miejsce w lipcu i sierpniu oraz w grudniu 1943 r. Największą
akcję przeprowadzono 11 lipca 1943 r., kiedy to jednocześnie
zaatakowano 167 miejscowości. Działania ukraińskiej partyzantki były
bardzo okrutne - niejednokrotnie wybijano ludność do nogi. W lutym
1944 r. operacja OUN-UPA rozpoczęła się w Galicji Wschodniej i do
czerwca ogarnęła wszystkie powiaty w tym regionie.
Polacy nie ograniczali się do samoobrony. Krwawe
akcje odwetowe odbyły się np. w marcu 1944 r. w Sahryniu, a w marcu
1945 r. w Pawłokomie. Ginęły ukraińskie kobiety i dzieci. Niszczenia
ukraińskich wsi z pewnością nie da się wytłumaczyć "gorączką walki".
I choć liczba zabitych Polaków jest znacznie większa (wiarygodne
szacunki mówią o śmierci 80-100 tys. Polaków i 15-20 tys.
Ukraińców), to z pewnością nie należy lekceważyć ukraińskiego bólu.
Tym bardziej że na ziemiach dzisiejszej Polski straty ukraińskie
były wyższe niż polskie - w latach 1943-48 zginęło na tych terenach
10-12 tys. Ukraińców i ok. 8 tys. Polaków.
Kres tej swoistej polsko-ukraińskiej "wojny w
wojnie" położyło przejście frontu i włączenie spornych terenów do
ZSRR. Stało się oczywiste, że to nie Polacy są głównym wrogiem
niepodległości Ukrainy. Z tego powodu dowódca UPA w Galicji
Wschodniej Wasyl Sidor "Szełest" 1 września 1944 r. wydał rozkaz
wstrzymujący "masowe antypolskie akcje". Od tej pory wolno było
jedynie atakować Polaków służących w Istriebitielnych Batalionach
(sowieckiej milicji pomocniczej). Przekazywanie rozkazu do oddziałów
trwało parę miesięcy, nie zawsze go przestrzegano, niemniej jednak z
czasem doszło do zmiany taktyki UPA wobec Polaków. Na przełomie
kwietnia i maja 1945 w województwach lubelskim i rzeszowskim UPA
zawarła porozumienie z podziemiem poakowskim. Doprowadziło ono do
ograniczenia ofiar, a nawet do kilku akcji przeciwko władzy
komunistycznej.
Wobec wysiedleń
Od 1945 r. mamy już do czynienia nie tyle z walką
Ukraińców przeciwko Polakom, ile z komunistycznymi wysiedleniami
Polaków z USRR oraz Ukraińców z Polski i reakcją na te wysiedlenia
polskiego i ukraińskiego podziemia. Wysiedlenia były rezultatem
umowy zawartej 9 września 1944 r. pomiędzy Polskim Komitetem
Wyzwolenia Narodowego a rządem Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki
Radzieckiej. Na jej podstawie Ukraińcy mieli opuścić Polskę, a
Polacy USRR. Ponieważ Ukraińcy - czemu trudno się dziwić - nie
chcieli wyjeżdżać dobrowolnie, władze polskie postanowiły użyć siły.
Przymusowe wysiedlenia rozpoczęły się we wrześniu 1945 r. Prowadziły
je jednostki Wojska Polskiego, często stosując brutalny terror.
Również wysiedlenia Polaków z Ukrainy miały tragiczny przebieg, choć
środki nacisku były inne - starano się np. prowokować UPA do
antypolskich akcji, organizowano także akcje represyjne przeciwko
polskiej inteligencji. Według oficjalnych danych z Polski wyjechało
488 612 osób, zaś z Ukrainy 789 tys. osób. Jedyna zasadnicza różnica
pomiędzy polskimi i ukraińskimi wysiedleniami polegała na tym, iż
Polacy trafiali do kraju cieszącego się nieco szerszym zakresem
swobody.
Przymusowym wysiedleniom
Ukraińców z Polski próbowała przeciwdziałać ukraińska partyzantka.
Jesienią 1945 r. sformowano w Polsce szereg nowych oddziałów UPA.
Partyzanci niszczyli tory kolejowe i mosty, palili wysiedlone
wioski, organizowali zasadzki na oddziały wojska, wycinali całe
kilometry słupów telefonicznych. Nierzadko atakowali garnizony
wojskowe i podejmowali otwarty bój z silnymi grupami pościgowymi.
Palili też miejscowości zamieszkane przez Polaków, lecz tym razem
starali się nie zabijać cywilów. Duża część Ukraińców poparła
działania UPA. Nie ulega dziś wątpliwości, że to wysiedlenia pchały
ludzi do partyzantki, a nie działalność UPA zmuszała władze do
wysiedleń.
Przez dłuższy czas działania
wojska przeciw partyzantce były mało skuteczne. Może to dziwić, gdyż
dziś często przedstawia się walkę z UPA w latach 1945-47 jako jeden
z głównych problemów ówczesnego państwa polskiego. Tak nie było.
Polscy komuniści za ważniejszego wroga uważali polskie podziemie i
opozycję. W specjalnym raporcie z wiosny 1946 r. w Naczelnym
Dowództwie Wojska Polskiego o działaniach UPA napisano, że mają one
"charakter raczej przejściowy". "Więcej stały charakter - czytamy
dalej w owym raporcie - (na dłużej się zapowiadający) ma działalność
band reakcyjnych NSZ i AK. Tworzą one największe zagęszczenie band i
stanowią główne niebezpieczeństwo (...) szczególnie w czasie walki
wyborczej".
Intensywniejsze działania
przeciw UPA władze podjęły dopiero w 1947 r. po "wygraniu" (czytaj:
sfałszowaniu) wyborów do Sejmu Ustawodawczego i zniszczeniu głównych
sił polskiego podziemia.
Wiosną 1947 r.
rozpoczęły się kolejne masowe wysiedlenia ludności ukraińskiej, tym
razem na ziemie zachodnie, gdzie ludność ta miała ulec asymilacji.
Operację tę ochrzczono kryptonimem "Wisła". Prowadzone jednocześnie
z wysiedleniami akcje przeciwpartyzanckie doprowadziły do
wykrwawienia sotni UPA. Resztki ukraińskich oddziałów rozwiązały
się, niektóre zdołały przejść do ZSRR lub do Niemiec
zachodnich.
Akcja nieludzka i zbyteczna
Warto zadać pytanie, jak mają się wydarzenia na
Wołyniu z 1943 r. do akcji "Wisła" z 1947 r. W Polsce często można
spotkać się z poglądem, że pomiędzy tymi dwoma wydarzeniami zachodzi
ścisły związek. "Gdyby - mówią zwolennicy tej tezy - nie było rzezi
na Wołyniu, nie byłoby konieczności przeprowadzenia akcji
>Wisła<". Nieco upraszczając, można powiedzieć, że według tej
wersji antypolska akcja UPA i krwawe mordy z nią związane trwały
nieprzerwanie aż do roku 1947 r. i nie było innej możliwości ich
przerwania jak przymusowe wysiedlenia ludności. Polacy występują tu
zawsze w roli ofiary. Akcja "Wisła" jawi się zaś jako operacja
bezwzględna, ale konieczna i w sumie łagodna, ponieważ Ukraińcy nie
zostali wymordowani, lecz "jedynie" wysiedleni. W gruncie rzeczy
powinni być z tego wręcz zadowoleni, gdyż przesiedlono ich na tereny
o wyższym rozwoju cywilizacyjnym.
Pogląd,
iż pomiędzy wydarzeniami na Wołyniu a akcją "Wisła" zachodzi ścisły
związek, nie jest jednak moim zdaniem prawdziwy. Zostawmy tu na
uboczu bynajmniej niebłahą kwestię etyczną. Jest oczywiste, iż
wysiedlenia były brutalnym pogwałceniem praw człowieka. Skupmy się
na analizie innych problemów. Niewątpliwie UPA dążyła do okrojenia
terenów Polski i władze miały obowiązek ją zwalczać. Problem polega
wszakże na tym, iż nie było do tego konieczne wysiedlanie cywilów.
Partyzantka ukraińska w Polsce działała w dość wąskim pasie
granicznym rozciągniętym od Włodawy po Krynicę i nie miała szans na
przetrwanie w walce z silnymi jednostkami wojska. Zgromadzenie
odpowiednich sił mogło doprowadzić do likwidacji oddziałów UPA. Taka
szansa istniała np. zimą na przełomie 1946 i 1947 r., ale komuniści
zajęci byli wówczas umacnianiem swojej władzy.
Warto w tym miejscu dokonać paru porównań. W
czasie akcji "Wisła" w 1947 r. użyto do likwidacji ukraińskiej
partyzantki sił aż nadto wystarczających. W operacji wzięło udział w
sumie 21 tys. żołnierzy WP, Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego
(KBW), Wojsk Ochrony Pogranicza (WOP) oraz Milicji Obywatelskiej
(MO), Służby Ochrony Kolei (SOK) i Urzędu Bezpieczeństwa (UB).
Tymczasem do fałszowania wyników referendum w 1946 roku użyto 36
tys. żołnierzy WP i 7970 KBW, nie licząc MO, Ochotniczej Rezerwy MO
i UB. Zimą 1947 r. polskie podziemie i Polskie Stronnictwo Ludowe
(PSL) zwalczało już 56 tys. samych tylko żołnierzy WP. Przeciwko
polskiej opozycji kierowano bardzo często także te oddziały, które
miały za zadanie zwalczać UPA. I tak na przykład 9. Dywizja Piechoty
w ramach "zabezpieczania" wyborów do Sejmu w grudniu 1946 r. i
styczniu 1947 r. (w najlepszym czasie do zwalczania UPA!)
zorganizowała 555 wieców, "obsłużyła" 542 gromady, "pracą
indywidualną" objęła 9940 osób. Argumentacja żołnierzy 9. DP była
tak trudna do odparcia, że "w czasie wieców członkowie PSL
publicznie darli swe legitymacje". W rezultacie 51 kół PSL
Mikołajczyka "rozwiązało się", a 2092 członków tej partii opuściło
jej szeregi.
Władze uciekły się do
wysiedleń nie dlatego, że był to jedyny sposób likwidacji UPA.
Chciały raczej pozbyć się raz na zawsze problemów z mniejszością
ukraińską. Tylko to tłumaczy fakt wysiedlania ludności z terenów, na
których UPA miała niewielkie poparcie, np. z Beskidu Niskiego czy
Podlasia. Przekonują o tym także wysiedlenia prowadzone w powiatach
nowotarskim i chełmskim w 1950 r., kiedy UPA już nie
działała.
Nieprawdą jest też, jakoby
wojsko w 1947 r. kierowało się troską o bezpieczeństwo polskiej
ludności. Przekonuje o tym wcześniejsze lekceważenie tego problemu
oraz wysiedlanie w czasie akcji "Wisła" niektórych Polaków. W
zbiorze wspomnień "PPR w województwie przemyskim" (Przemyśl 1976, s.
73) można przeczytać, że "w jednym transporcie jechały rodziny
ukraińskie, których członkowie byli w UPA, i rodziny polskie, które
straciły swych najbliższych w wyniku działalności ukraińskiego
faszyzmu".
Często powtarzane twierdzenie, iż dzięki akcji
"Wisła" mamy dziś spokój na granicy z Ukrainą, wymyka się badaniom i
można je przyjąć lub odrzucić tylko na wiarę. Jego zwolennikom warto
jednak zwrócić uwagę, że w ten sam sposób można usprawiedliwić także
operację banderowców.
Moim zdaniem akcja
"Wisła" ma znacznie więcej związków z operacjami czyszczącymi
prowadzonymi przez NKWD na Ukrainie niż z wydarzeniami na Wołyniu.
Wysiedlenia ukraińskiej ludności w Polsce wpisują się znakomicie w
plany rozbicia UPA na Ukrainie i przejęcia jej kanałów przerzutowych
na Zachód. Nieprzypadkowo kilka miesięcy po akcji "Wisła" podobną
operację przeprowadzono na Ukrainie Zachodniej. W jej trakcie
deportowano w głąb ZSRR ok. 76 tys. Ukraińców oskarżonych o sympatie
do UPA. Miało to zlikwidować bazę zaopatrzeniową partyzantki (w ZSRR
UPA prowadziła zorganizowaną walkę z władzami komunistycznymi aż do
1954 r.). Ciekawe, że operacja przeprowadzona na Ukrainie otrzymała
kryptonim "Zachód", zaś akcja "Wisła" początkowo miała nosić nazwę
"Wschód". Warto także wspomnieć, iż działania wojsk polskich w
trakcie akcji "Wisła" były powiązane z operacjami armii
czechosłowackiej. Miały one na celu nie tylko zablokowanie granic.
Pod pretekstem walki z UPA czechosłowaccy komuniści umacniali swoje
wpływy i prześladowali działaczy demokratycznych. Ułatwiło im to
dokonanie przewrotu w lutym 1948 r., w wyniku którego zdobyli pełnię
władzy w kraju.
Akcja "Wisła" była
jedynie fragmentem szerszej operacji mającej na celu
podporządkowanie Europy Środkowej komunistom. Mordy na Wołyniu
posłużyły natomiast do jej usprawiedliwienia. Dzięki temu uzyskano
dla niej sporą akceptację społeczną. Wołyńskie "czerwone noce" mogły
mieć wpływ na motywacje poszczególnych oficerów i żołnierzy WP, co
ewentualnie przejawiało się w ich postępowaniu z ludnością, lecz nie
było przyczyną wysiedleń.
Wśród polskich
historyków istnieje duża zgodność co do oceny działań ukraińskiej
partyzantki w latach 1943-44. Nie ulega wątpliwości, iż antypolska
akcja UPA miała zorganizowany i okrutny charakter. Znacznie więcej
kontrowersji budzi ocena operacji "Wisła". Jednak spokojna analiza
faktów, jak sądzę, przekonuje, że była to akcja nie tylko
niemoralna, ale również z wojskowego punktu widzenia niepotrzebna i
w dodatku najpewniej przeprowadzona z inspiracji ZSRR. Rację mieli
zatem ci, którzy od lat opowiadali się za jej potępieniem. Uchwała
Senatu z 1990 r., zainspirowany przez Jerzego Giedroycia list
polskich intelektualistów, wreszcie także "Deklaracja o przebaczeniu
i pojednaniu" prezydentów Polski i Ukrainy z 1997 r. zostały oparte
na rzetelnej, etycznej i historycznej analizie wydarzeń. Nie są
przykładami politycznej naiwności, ale śmiałego patrzenia w
przyszłość.
Grzegorz Motyka jest pracownikiem ISP PAN i
Instytutu Pamięci Narodowej w Lublinie. Wydał m.in. książkę "Tak
było w Bieszczadach. Walki polsko-ukraińskie 1943-1948", za którą
otrzymał Nagrodę Historyczną "Polityki"
|